PrivPlanet
PrivPlanetPrivPlanet
Strona główna
Foty wszelakie
Japonia
Nepal
Estonia
Indonezja
Łotwa
Słowenia
Dania
Islandia
Kuba
Grenlandia
Maroko
Hiszpania
Rosja

8 maj 2008 Nachi

Podróż do Nachi była prawdziwą przyjemnością. Między Shingu a Kii-katsuura kursuje Ocean Arrow Expres i jak nazwa wskazuje trasa biegnie wzdłuż wybrzeża. Można podziwiać z okien morze, ogromne skały i kamieniste zatoczki.
Na miejsce dotarłyśmy przed południem, było naprawdę gorąco a czekała nas jeszcze wspinaczka po niekończących się kamiennych schodach. Ze swoim ciężkim bagażem i niezbyt dobrym samopoczuciem tego dnia czułam się jak w jednym z azjatyckich filmów. Wdrapywałam się z ogromnym plecakiem przytroczonym do spoconych pleców aby dotrzeć na szczyt gdzie będzie czekał na mnie mistrz z białą brodą aby uczyć mnie sztuk walki :)
Nic takiego nie miało miejsca oczywiście, zamiast mędrca czekał na nas Nachi-no-taki. Największy wodospad w Japonii spływał szeroką wstęgą po kamiennej 133 metrowej ścianie w dół a na łagodnym wzniesieniu stały dumnie ogromne bramy Torii prowadzące do wielu tutejszych shinto shrines. Według legendy Nachi powstało w 4 wieku naszej ery, gdy indyjski mnich Ragyo praktykując ascetyzm pod wodospadem znalazł w jego wodach posąg bogini Kannon znanej jako Bogini Miłosierdzia. Tutaj też wybudował dla niej pierwszy drewniany chram w pobliżu wodospadu.



Japonia Japonia
 

Do Sonsho-in doczłapałyśmy się spocone i zasapane jak dwa parowozy.
Właściciel przywitał nas jak starych znajomych, zaprowadził do pokoju z pięknym widokiem na ogród i zadzwonił do Bob-Sana aby przekazać, że frendo dotarły na miejsce. Mimo całkowitego braku porozumienia Tagai –San nie zniechęcony mówił do nas po japońsku a my do niego po angielsku. Próbowałyśmy się dowiedzieć jak dotrzeć do dwóch pozostałych wodospadów ukrytych w górach używając słów-kluczy i gestów. Udało nam się osiągnąć więcej niż zamierzałyśmy. Takagi-San zgodził się zostać naszym gajdo i zabrać nas na 3 godzinną wycieczkę do wodospadów. Niewiele myśląc wrzuciłyśmy do plecaka wodę, gumy do żucia i uznałyśmy, że jesteśmy gotowe. Nasz gajdo wręczył nam po drewnianym kijaszku i mówiąc do nas cały czas po japońsku ruszył przed siebie. Na początku byłyśmy zachwycone wspinaczką wśród ogromnych korzeni drzew po stromych zboczach, omszałych i śliskich kamieniach w rwącym potoku. Całkiem nieźle sobie radziłyśmy i niczym kozice skakałyśmy z jednego głazu na drugi. Po drodze mieliśmy kilka przystanków, zawsze w jakiś malowniczych punktach widokowych. Takagi za każdym razem wyjmował jakieś jedzonko z plecaka i konsumował mlaskając i podziwiając widoki. Oczywiście nie omieszkał nas częstować, ale z powodu słabej kondycji ( niestety ) my wykorzystywałyśmy ten czas na wyrównanie oddechu. Tacy właśnie są Japończycy jeśli chodzi o jedzenie. Samo w sobie nie jest warte konsumpcji, jeśli jeszcze nie ma do tego dodatkowych bodźców stymulujących wzrok, węch czy słuch. Teraz stało się dla mnie jasne dlaczego kultura jedzenia na ulicach nie przyjęła się w tym kraju.



Japonia

Japonia Japonia

Japonia Japonia
 

Do drugiego wodospadu dotarliśmy dość szybko, ukryty głęboko w górach przed ludzkim okiem był prawie jak znaleziony skarb. Klapnęłyśmy na zwalonym pniu i siedziałyśmy zauroczone. Nasz przewodnik natomiast oddalił się na ubocze aby zmienić przepoconą już koszulkę na świeżą. Nie muszę mówić jak nam było głupio gdy schludny japoniec usiadł z nami razem do zdjęcia. Zamiast ubrań na zmianę i dobrych butów zabrałam wszystko co miałam przy sobie łącznie z pieniędzmi, paszportem i nowym aparatem. Marlena śmiała się ze mnie, że zapewne chciałam być przygotowana na wypadek gdyby jakaś leśna kontrola sprawdzała paszporty nad wodospadem....tak...innego wytłumaczenia nie było... Dwie krótkowzroczne gadziny i przezorny japończyk.
Potem wyruszyliśmy do skalnej półki z której spływał w dół ogromny Nachi-no-taki ale tutaj nie poszło nam tak łatwo. Takagi  jako pierwszy przeskoczył najtrudniejszy odcinek i wylądował po drugiej stronie w całkowicie suchych adidasach. Niestety ratując podążające za nim niezdary od nieplanowanej kąpieli musiał wejść do lodowatej wody po kolana skutkiem czego wszystkim chlupało w butach jak w bajorku. Ku ogólnemu rozczarowaniu trzeciego wodospadu nie dane nam było obejrzeć z mojego powodu. Bose stopy nie chciały się za nic trzymać obślizgłych kamieni i nie wiedząc nawet kiedy wykonałam piękny zamach i wylądowałam na brzuchu w rwącym potoku unosząc się na wodzie ze swoim pomarańczowym  plecaczkiem. Złapałam się kijka naszego przewodnika i wygramoliłam na brzeg jak żółwik błotny. Nie muszę chyba dodawać, że wszyscy w trójkę umieraliśmy ze śmiechu ratując z mego mokrego plecaka dokumenty, aparat i pieniądze.



Japonia Japonia

Japonia Japonia
 

W drodze powrotnej Takagi zadzwonił do domu i opowiedział o naszej przygodzie swojej żonie. Myślałyśmy, że po powrocie będzie miała z nas niezły ubaw ale jak zwykle w tym kraju czekała nas niespodzianka. Zaraz po wejściu dostałyśmy suche ręczniki, zamiast zwykłych papuci czekały już na szczury rzeczne gumowe kapcie a gorąca woda lała się już do wanny. Dzięki takiej organizacji, żadna z nas nie przypłaciła tego nawet katarem. Ciuchy zostały zabrane do prania a gorąca herbata wjechała z termosikiem do pokoju. Czułyśmy się u nich jak u mamci i papcia na koloniach. Opiekowali się nami bardziej w sposób rodzicielski niż hotelowy. Potem biedny Takagi przyniósł nam poprasowne ubrania; widać było, że nie robi tego na codzień. Marleny ażurowe skarpetki miały wielkie wypalone dziury a moje z kolei posklejały się na nadrukach w cienkie i sztywne deseczki. Wieczorem dostałyśmy budzik, który nastawiony był na godzinę 4.30 abyśmy nie zaspały na poranne modlitwy do świątyni. Ten zwykły gadżet rozbawił nas setnie, pasował do tego tradycyjnego domu jak kwiatek do kożucha. Z drugiej strony zamiłowanie do tandetnych, przesłodzonych bajerów jest w Japonii tak wielkie, że nie ma co się dziwić iż nawet w górskich ostępach można natknąć się na plastikową świnię wrzeszczącą nieprzytomnie Ohayo! ( dzień bry ).



Japonia Japonia

 

9 maj 2008 Nachi / Ise

 

Na porannych modłach w świątyni byłyśmy tylko my i czworo wiekowych dziadków – pielgrzymów. Zaopiekował się nami starszy mnich, który zabrał nas potem na modlitwę do Nyohodo temple. Położona na małej górce i rozświetlona czerwonymi lampionami była naprawdę imponująca. Czułyśmy się trochę jak na prywatnej audiencji, tylko my dwie, mnich i szanowny Bożek Pieniążka. Dostałyśmy nawet po jabłku z ołtarza po zakończonych modłach; było wielkie, soczyste i mogłabym przysiąc, że najlepsze jakie jadłam!



Japonia Japonia

Japonia Japonia

Japonia Japonia
 

Dzień wcześniej gdy spotkałam tego samego mnicha na świątynnym dziedzińcu żądna wiedzy spojrzałam w jego spokojną i mądrą twarz i zapytałam po japońsku: Czy mówisz po angielsku? Mnich uśmiechnął się i zwrócił się z kolei do mnie po angielsku: A czy ty mówisz po Japońsku?....No właśnie....dlaczego nie.....dobra buddyjska odpowiedź :)
Zapowiadał się niemiłosiernie długi poranek, o godzinie 7.30 byłyśmy już po śniadaniu, spakowane do dalszej drogi i coraz smutniejsze...dzień powrotu zbliżał się nieuchronnie ...



Japonia Japonia

Japonia

Japonia Japonia
 


 



Powrót


| Polityka Prywatności | Kontakt: ingeborge@wp.pl |