PrivPlanet
PrivPlanetPrivPlanet
Strona główna
Foty wszelakie
Japonia
Nepal
Estonia
Indonezja
Łotwa
Słowenia
Dania
Islandia
Kuba
Grenlandia
Maroko
Hiszpania
Rosja

27 - 31.01.2015 Marrakech

O Marrakeszu można powiedzieć wszystko oprócz jednego, … że jest achromatyczny. Feeria barw, zapachów i dźwięków powoduje, że od samego początku chłoniemy to wszystko rozbudzonymi z zimowego snu zmysłami. Po wyprawie na Grenlandię czułam się tutaj czasem jakbym wirowała razem z praniem w tej ostatniej fazie, kiedy przez szybkę widać jak nasze różnobarwne ciuchy zlewają się w jednolitą, upstrzoną kolorami masę. Ten sugestywny obraz towarzyszył mi zarówno w dzień jak i w nocy. W ciągu dnia mieniące się w słońcu kramy z dobrem jakie tylko możemy sobie wyobrazić wypełniają marokańskie suki Mediny po brzegi. Nocą koty przejmują władzę w tych opalizujących ciepłym światłem uliczkach, zapachy przypraw, kadzideł i jedzenia mieszają się z kocimi szczynami, co jednak nikomu tutaj nie przeszkadza. :) Wędrujemy w tym nieskończonym zdawałoby się labiryncie pozwalając sobie czerpać przyjemność z wieczornej ciszy i poczucia totalnego zagubienia. W tym samym czasie główny plac miasta wypełnia się po brzegi stoiskami, które w ciągu dnia znikają stąd niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Jemaa el-Fna jest nazywana sercem Marrakeszu i ma dość niechlubną przeszłość. Niegdyś było to miejsce gdzie sprzedawano niewolników i dokonywano licznych egzekucji. Dziś jest ono niczym scena, na której występują kuglarze, tancerze, zaklinacze węży i inne wymyślne figury, a handlarze próbują wcisnąć turystom w tłumie co tylko się da. Poczynając od wielkiego zwierciadła w mosiężnej ramie, które całkowicie prawie przesłania sprzedającego, a kończąc na chusteczkach do nosa. Nie bardzo wiem, kto potrzebowałby lustra tych rozmiarów w środku nocy, ale widać żaden towar tutaj nie jest deficytowy. Oprócz tego ponad trzydzieści straganów z gorącymi, dymiącymi i rozsiewającymi smakowite aromaty potrawami tworzy największą restaurację pod gołym niebem w jakiej miałam przyjemność jadać. Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Stłoczone na wąskich ławeczkach między marokańskimi rodzinami a turystami z pokrzykującymi za plecami kucharzami i całym zgiełkiem nocnego życia mogłyśmy naprawdę zasmakować w tym, co to wielowymiarowe i mozaikowe miasto ma do zaoferowania. Nie dajmy się jednak zwieść ciągnącym nas za rękaw kelnerom-naganiaczom i wybierzmy miejsce na swoją ucztę rozważnie. Niby wszystkie stoiska wyglądają tak samo… a jednak jest duża różnica w cenach no i przede wszystkim w rozkoszach podniebienia. Nam najbardziej przypadła do gustu kuchnia serwowana u Hassana pod numerem 32, gdzie prześmieszny, młody kelner zapewniał nas po polsku, że po ich kolacji nigdy „ nie ma sraczki”. :) Znajomość zwrotów w naszym ojczystym języku jest tutaj naprawdę imponująca i niejednokrotnie ubawiłyśmy się setnie zaskoczone pomysłowością Marokańczyków. Odkryciem Marleny za to była wieczorna herbatka serwowana na rozgrzewkę z miedzianych czajników przypominających skrzyżowanie termosu z samowarem. Dodatkowo można było wziąć wersję na wypasie z kryształkami eukaliptusa, które wzmacniały smak cynamonu, kardamonu, goździków i jeszcze paru innych piernikowych przypraw. Jeśli któś natomiast chciałby dopieścić swój zmysł smaku w trochę bardziej luksusowym miejscu to polecam restaurację Al-Fassina prowadzoną wyłącznie przez kobiety, które od ponad 20 lat przygotowują tradycyjne dania według rodzinnych przepisów. Moje tagine z kurczakiem, migdałami i szalotkami to było prawdziwe niebo w gębie. Za to Marlneny pastilla z gołebia w ciście filo z cukrem pudrem, marcepanem i cynamonem to doświadczenie kulinarne jedyne w swoim rodzaju. Jak dla mnie połączenie smaków tak awangardowe, że moje europejskie kubki smakowe potraktowane tak eksperymentalnie trochę zwariowały. :)

Maroko Maroko

Maroko Maroko

Maroko Maroko

Maroko Maroko

Maroko Maroko

Przeczytałam gdzieś stwierdzenie, że tutejsze ceny za każdy produkt są tajemnicą dla samego sprzedającego i nie ma w tej materii żadnych stałych punktów odniesienia. Może to zależeć od humoru wyżej wzmiankowanego albo pory dnia lub pogody oraz tego, czy ogłupiały od nadmiaru bodźców turysta przypadnie mu do gustu. W żadnym wypadku nie należy pytać o cenę od razu, bo i tak raczej nikt nam jej nie poda. Zostaniemy wciągnięci w rozmowę lub prezentację innych wyrobów, którymi wcale nie jesteśmy zainteresowani. Jak już w końcu padnie kosmiczna suma będzie się od nas oczekiwać twardych targów uwieńczonych sfinalizowaniem zakupu. Jest to czasami naprawdę męczące, ale najbardziej bezsensowny brak cennika wydał mi się na lotnisku. Mając do wydania kilka ostatnich dirham musiałam przepytać pana za ladą na okoliczność zainwestowania moich zasobów finansowych w ostanią kawę, wodę, sok lub herbatę, bo po prostu nie wiedziałam, na co mnie stać.

Maroko Maroko

Maroko  Maroko

Maroko      Maroko

Mój tatuaż z henny nie był zaplanowany, raczej taki spontan urodzinowy i nie obyło się też bez niespodzianek. Na Kubie zaprosiłam znajomych do restauracji gdzie właściwie nie było nic z menu oprócz omletu i czerstwej kanapki z serem. Tutaj natomiast po wybraniu przeze mnie wzoru „pani artystka” machnęła i tak to, co uznała za stosowne plus skończyło się to dla mnie nieprzyjemnym uczuleniem. Dlatego przestrzegam przed robieniem takich rzeczy pod wpływem nagłego impulsu. Lepiej dzień wcześniej wykonać małą próbkę alergiczną z henny w zgięciu ręki i wrócić następnego dnia na pełny tatuaż. Zdarza się, że dodaje się do tego naturalnego produktu jakieś substancje chemiczne aby wzmocnić jego trwałość na skórze, a wtedy już nasze wymarzone dzieło sztuki może przerodzić się w niezły bohomaz składający się z bombli i opuchlizny.

Maroko  Maroko

Jardin  Majorelle znajduje się w sporej odległości od Mediny, jej zgiełku, ciasnoty i pozornego chaosu. Pierwszym właścicielem tego kobaltowego raju o skromnej kubaturze był francuski malarz Jacques Majorelle i to on był zapalonym kolekcjonerem wyszukanych roślin i designerem tego ogrodu. Po jego śmierci nabył go Yves Saint Laurent wraz ze swoim życiowym partnerem, gdzie w duchu poprzedniego dysponenta i swego geniuszu stworzył to miejsce takim, jakie jest dzisiaj. O przywiązaniu wybitnego projektanta do prywatnej enklawy spokoju może świadczyć fakt, że po jego śmierci w Paryżu urnę z prochami przetransportowano do Marrakeszu i rozsypano je w tej oazie zieleni pośród murów czerwonego miasta. Osobiście, jako miłośniczka kaktusów byłam zachwycona ich wręcz monumentalnymi rozmiarami,różnorodnymi kształtami i konfiguracjami.

Maroko          Maroko

Maroko  Maroko

Maroko  Maroko

Naprawdę polecam mieszkanie w niedalekiej odległości od tego magicznego miejsca jakim jest Jemaa El-Fna. Można bez problemu znaleźć jakiś riad w przystępnej cenie w jednej z tych niekończących się uliczek i mieć dodatkową frajdę z tego, że czasem trudno nam znaleźć drogę do naszego lokum. :) W końcu nasza obecność w tym miejscu nie jest przypadkowa. Jakże mogłaby by być? W mieście, którego nazwa w języku berberyjskim oznacza Land of God nic nie jest chaotyczne i bezładne choć czasem takim się wydaje...

Maroko        Maroko
Maroko      Maroko       

Maroko  Maroko



Powrót


| Polityka Prywatności | Kontakt: ingeborge@wp.pl |