PrivPlanet
PrivPlanetPrivPlanet
Strona główna
Foty wszelakie
Japonia
Nepal
Estonia
Indonezja
Łotwa
Słowenia
Dania
Islandia
Kuba
Grenlandia
Maroko
Hiszpania
Rosja

26-29. 08.2014 / 30-31.08.2014 Ilulissat
 

Już widok z małego, lokalnego samolotu przyprawił nas o palpitację serca. Dlatego zaraz po wylądowaniu chciałyśmy jak najszybciej zacząć eksplorować to cudne miejsce. Najpierw jednak musiałyśmy znaleźć nasze nowe lokum. Dzięki Moni, która działa czynnie na Couchsurfingu miałyśmy spędzić pierwsze dni u Inuitki, która zgodziła się nas przygarnąć. Z całej Grenlandii moja towarzyszka namierzyła tylko 3 osoby, które przyjmowały ludzi do swoich domów. Z dwoma udało jej się skontaktować. Rikki była naszym strzałem w dychę, ponieważ mieszkała w Ilulissat właśnie i mimo małego mieszkanka wzięła nas obie. Drugą osobą był chłopak mieszkający na północ od naszego miasteczka. Przez chwilę rozważałyśmy nawet opcję zatrzymania się u niego, ale koszty dostania się tam oraz znikoma ilość lotów nas skutecznie zniechęciła. Jakież było nasze zdziwienie, gdy na lotnisku przypadkowa osoba zagadnięta przez Monikę w temacie lokalnego serwisu taksówek okazała się być właśnie naszym niedoszłym gospodarzem z dalekiej północy kraju. On wylatywał do swego domu podczas gdy my, po 3 dniach spędzonych częściowo w samolotach w końcu dotarłyśmy do celu naszej podróży. W takim momencie człowiek naprawdę zaczyna wierzyć, że na Grenlandii mieszka tylko dziewięcioro ludzi. :)

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia  Grenlandia

Rikki okazała się być gościnną, wyluzowaną i ciepłą dziewczyną. Wykazała się też dużą cierpliwością w kwestii odpowiadania na nasze wszelkie pytania. Jak już dorwałyśmy młodą osobę, świetnie mówiącą po angielsku i będącą Grenlandką z krwi i kości to nie mogłyśmy jej tak łatwo wypuścić ze swoich łap. Mieszkałyśmy w niewielkim bloku, gdzie zaraz za oknem widniało skalne wzgórze. Sadowiłyśmy się na nim z poranną kawką podziwiać wypasiony widok na zatokę i niewielkie górki lodowe unoszące się na wodzie niczym piana w kąpieli. Obok nas wygrzewały się na słońcu pieski grenlandzkie, a na balkonach sąsiadów oprócz prania suszyła się na wietrze ryba, mięso i nawet poroże... Taki lokalny klimacik.

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia  Grenlandia

Ponieważ nie udało nam się ugościć naszej gospodyni polskim bigosem czy też żeberkami w kapuście więc nasz obiad był mało oryginalny, ale za to smaczny. Zrobiłyśmy pesto, a na deser zaserwowałyśmy polski kisiel plus wiśniową Soplicę. W ramach rewanżu Rikki ugotowała nam na drugi dzień zupę z foki. Muszę przyznać, że było to dla nas niezłe wyzwanie. Jak nam później powiedziała, takiej zupy nie dostałybyśmy w żadnej restauracji, jedynie w Inuickim domu. Trzeba powiedzieć, że poczułyśmy się zaszczycone, jednakże wielkie kawały foki pływające w krwawej wodzie nie podsyciły naszego apetytu. Na koniec dodane zostały ziemniaki, ryż, cebula i trochę soli i brunatna breja w kolorze kaszanki była gotowa. Mięso podaje się oddzielnie i smakuje trochę jak wołowina, zupa natomiast miała bardzo rybi smak. Tym samym zapachem przesiąknięty był cały dom przez następną dobę oraz my obie. Zostając jeszcze w temacie jedzenia, a właściwie napojów wyskokowych... Rikki mówiła nam, że kiedyś na północy kraju wytwarzano środek odurzający będący odpowiednikiem naszych procentów z butelki w bardzo ciekawy sposób. Martwego ptaka wkładano do ciała równie sztywnej foki i odkładano na jakiś czas. Jak już mięso dobrze śmierdziało to się ptaka wyjmowało i zjadało ze smakiem. Efekt był podobny w działaniu jak po zrobieniu flaszki na głowę. Dziś ceny alkoholu sięgają tutaj zenitu, nawet w porównaniu do Danii trzeba czasem przepłacić prawie 150 procent.

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia  Grenlandia

Musze też wspomnieć o aurze podczas naszego pobytu jakkolwiek myślę, że zdjęcia mówią same za siebie. Nie wiem czy miałyśmy aż tyle szczęścia, czy też położenie Ilulissat za wyspą Disko wpływa na to, że pogoda obchodzi się z tym zakątkiem zielonej wyspy bardzo łagodnie. Przez wszystkie dni słońce wstawało około 4 nad ranem a zachodziło około 22 świecąc cały czas radośnie i opalając nasze białe pyski niczym na Majorce.
Co prawda kilkakrotnie usłyszałyśmy, że przed naszym przyjazdem lało tutaj przez 4 tygodnie nieprzerwanie, lecz nam trudno było w to uwierzyć. Dla lokalnej ludności była to też swego rodzaju anomalia. Normalnie temperatura waha się tutaj w sierpniu między 3 a 8 stopni, a słoneczne letnie dni to raczej standard. Co prawda tropiki to nie są, ale dla nas taka temperatura była wystarczająca biorąc pod uwagę, że przy suchym, arktycznym powietrzu odczuwa się ją o kilka stopni wyżej, a ilość światła w ciągu dnia działa na człowieka naprawdę jak dopalacz. Jeśli o mnie chodzi, to miałam wciąż z tyłu głowy wspomnienie tego, jak Islandia potrafi człowieka przeciągnąć pod kątem nieobliczalności matki natury i byłam niesamowicie pozytywnie zaskoczona tym, co Grenlandia nam zaserwowała.

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia  Grenlandia
         
Grenlandia  Grenlandia

Wszędzie jeszcze podaje się informacje, że w Ilulissat mieszka ponad pięć tysięcy osób, a piesków grenlandzkich jest o tysiąc więcej. Niestety dane te są już mocno nieaktualne. Dzisiaj szacuje się że pracujących czworonogów jest około 3 tysiące. W związku z tym, że od wielu już lat morze nie zamarza pomiędzy miasteczkiem, a wyspą Disko myśliwi nie mogą w zimie wyprawiać się saniami na polowanie i nie potrzebują już takich dużych stad. Te, które mieszkają tutaj dziś używane są już tylko do psich zaprzęgów zimą. Ale jeśli ktoś nastawi się na futrzaną fiestę może się mocno rozczarować. Osobiście udało mi się pogłaskać jednego szczeniaka, który biegał luzem obok boiska szkolnego. Według Grenlandczyków psy pracujące nie powinny być w żaden sposób rozpieszczane, a jeśli już trafi się jakiś przymilny egzemplarz oznacza to, że jest „popsuty przez właściciela, który za dużo do niego gadał”. Jedno jest pewne, to są naprawdę dzikie psy. Na wszelkie zaczepki, cmokanie i tym podobne zachowanie reagują podobnie; albo agresywnie albo, co częściej się zdarzało – prezentują całkowity brak reakcji. Patrzą na człowieka z totalnym niezrozumieniem i nawet jeden włosek im na ogonie nie drgnie. Nie oceniam tego, jak się je wychowuje, bo ich rola tutaj jest zupełnie inna niż naszych uczłowieczonych pupili i rozumiem, że są predysponowane do spania na skałach, czy też w śnieżnej zamieci. Jednak jako psy pracujące i jakby nie patrzeć zarabiające na swoje utrzymanie powinny mieć godne warunki życia. Naprawę nie wszystkie miały jakiekolwiek budy, a spora ilość spała w wydeptanym przez siebie błocie, nie mogąc się nawet wspiąć na pobliską skałkę, czy kamień bo łańcuch był zbyt krótki. Mam wrażenie, że nie jest im obojętne iż śpią i jedzą obok swoich własnych odchodów więc przepalikowanie ich od czasu do czasu jest chyba takim minimum, które im się po prostu należy. Co do innych zwierząt domowych to widziałyśmy tylko jednego kota, który z mety dostał ksywkę Supercat bo zgodnie założyłyśmy, że życie wśród tylu psów musi wymagać od niego nadzwyczajnych umiejętności. :)

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia

Po powrocie z rejsu do Egi miałyśmy spędzić ostatnie dwie noce w hostelu. Doczłapałyśmy się zmęczone do długiego baraku w którym nikogo nie zastałyśmy. Próbowałyśmy dzwonić na podane numery, ale wszystkie telefony brzęczały gdzieś wewnątrz budynku. Na drzwiach były dwie kartki z informacją dla późno przybywających gości które pokoje mają zająć, jednakże nie było na nich ani dat, ani naszych nazwisk. Postanowiłyśmy wejść do środka i się rozejrzeć. Wszystkie pokoje miały klucze w drzwiach, były posprzątane i puste. Niewiele się namyślając zaanektowałyśmy sobie pierwszy wolny, wzięłyśmy prysznic i poszłyśmy spać. Myślę, że w każdym innym kraju wydałoby mi się to trochę dziwne, iż jedyny hostel w miasteczku świeci puchami, ale nie tutaj. Zwłaszcza, że nasza rezerwacja dotyczyła dwóch ostatnich nocy w sezonie przed zamknięciem.  Na wszelki wypadek zaryglowałyśmy zamki od środka, bo klimacik tego miejsca nieodzownie przywoływał w pamięci atmosferę z„Twin Peaks” Lyncha i jakoś nie miałyśmy ochoty wpaść na Jednorękiego czy też Pieńkową Damę w środku nocy w tych tasiemcowatych korytarzach. Następnego dnia jeden z pracowników „hostelu widmo” wyglądał jakby naprawdę zobaczył duchy gdy rozczochrane, w piżamach zakradłyśmy się po cichu zobaczyć kto też grasuje w kuchni od rana. Okazało się, że miałyśmy nocować w budynku obok, ponieważ ten, w którym się zadomowiłyśmy został zamknięty kilka dni wcześniej. Teoretycznie nie powinno być w nim prądu, wody i ogrzewania, a drzwi powinny być zamknięte. Jakkolwiek okazało się, że wszystko działało dzięki jakimś tajemniczym siłom. Akurat w dniu naszego przyjazdu osoba, która miała wieczorny dyżur zostawiła komórkę w biurze więc nie mogłyśmy się do nikogo dodzwonić. Oczywiście przeniosłyśmy się do drugiego budynku, gdzie tętniło już życie. Razem z nami było tam…..całe dziewięć osób. :)

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia



Powrót


| Polityka Prywatności | Kontakt: ingeborge@wp.pl |