PrivPlanet
PrivPlanetPrivPlanet
Strona główna
Foty wszelakie
Japonia
Nepal
Estonia
Indonezja
Łotwa
Słowenia
Dania
Islandia
Kuba
Grenlandia
Maroko
Hiszpania
Rosja

25.08.2014 / 01.09.014 Kangerlussuaq

- What would your life be without any trees ?
    -A Greenlander’s life.


Grenlandia

Postanowiłam nie podpinać Grenlandii pod Danię ponieważ jest to jakby nie patrzeć autonomiczne terytorium, największa wyspa świata i nie sądzę, aby jakikolwiek Inuita postrzegał siebie inaczej jak rdzennego Grenlandczyka. Pomimo iż w ponad 80 % całą wyspę pokrywa lądolód i mieszka tam „ tylko 9 osób” jak zauważył nasz dowcipny znajomy to jest to niezaprzeczalnie kraj, gdzie na przekór trudnym warunkom życiowym ludzie dawali sobie radę bez pomocy z zewnątrz przez stulecia.
Zanim jednak postawiłam stopę na Grenlandii i mogłam sobie powiedzieć w myślach „ nareszcie” musiałam się trochę napocić i pogłówkować. Air Greenland jest praktycznie monopolistą na tamtejszym rynku lotniczym i trudno się dziwić, że regularna cena biletu z Kopenhagi na zachodnie wybrzeże równa się tej do Argentyny lub Chile. Biorąc pod uwagę długość lotu to nawet najlepsza opieka i smaczne jedzenie nie jest w stanie zrekompensować nam faktu iż słono przepłacamy. Jak już w końcu dotrzemy na miejsce to okazuje się, że zaraz trzeba wyskakiwać z kolejnej kasy. Aby gdziekolwiek się ruszyć z miasteczka do którego przylecieliśmy potrzebujemy wykupić następny lot lub rejs statkiem albo łodzią gdyż na Grenlandii nie ma dróg. Jeden z mieszkańców powiedział mi, że gdyby udało im się zrobić choć połowę takiej drogi jaką ma Islandia, i która okalała by wyspę ze wschodu na zachód przez jej południowy kraniec to ich życie byłoby o wiele łatwiejsze. Więc wyobrażając sobie, że za takie ciężkie pieniądze dotrzemy tylko do jednego miasteczka i tam utkniemy, a cała reszta tego pięknego kraju pozostanie dla nas nadal tajemnicą można się z łatwością zniechęcić. Jednak nam udało się ustrzelić bilety w promocyjnej cenie i nie jest to aż taka rzadkość. Kupiłyśmy je za 50% regularnej stawki. Promocja mogłaby wydawać się trochę mało atrakcyjna, gdyż lot w obie strony do Ilulissat miał dobową przesiadkę w Kangerlussuaq. Dla nas było to jak najbardziej na rękę, bo chciałyśmy zobaczyć południe Grenlandii zanim polecimy podziwiać góry lodowe i wieloryby. Myśląc kategoriami europejskimi to doba na zwiedzenie jakiegoś miejsca może wydawać się zbyt krótkim czasem. Przecież zanim człowiek wygrzebie się z lotniska i dotrze do centrum, znajdzie nocleg itp. to już go noc zastanie. Tutaj te wszystkie czynności zabrały nam 20 minut na piechotę. Ponieważ przyleciałyśmy rano, rzuciłyśmy tylko plecaki w hostelu, zadzwoniłyśmy do firmy Greenland Outdoors w której miałyśmy zarezerwowany trek i po chwili zjawiła się nasza przewodniczka. Ninni zamknęła swój sklepik na lotnisku, wzięła plecak i była gotowa do drogi w niecały kwadrans.

Grenlandia  Grenlandia

Oczywiście marzyły nam się woły piżmowe, majestatycznie kroczące po rdzawych skałach i sennie przeżuwające trawę. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Zrobiłyśmy tego dnia 14 kilometrową trasę ale nie udało nam się wypatrzyć ani jednego, mimo iż Ninni bardzo się starała i zmodyfikowała nawet zaplanowany trek aby zwiększyć nasze szanse. Jednak sierpień jest okresem polowań na dziką zwierzynę więc myślę, że nie w ciemię bite zwierzaki wyniosły się trochę dalej i wyżej od skupisk ludzkich.

Grenlandia  Grenlandia

Dopiero na miejscu odkryłyśmy jakim fajnym pomysłem było przyjechanie tutaj na początku jesieni. Oprócz standardowych zielonych traw i mchów miałyśmy przed oczami całą gamę rudości ścielących się u naszych stóp. Nasza przewodniczka zrekompensowała nam „wołowe niepowodzenie” super obiadkiem który dla nas przygotowała. Znalazła piękny zakątek, rozpaliła ognisko i ugotowała nam upolowanego kilka dni wcześniej zająca śnieżnego z ryżem, mlekiem kokosowym i orzeszkami. Muszę przyznać, że jedzenie było bardzo smaczne a do tego spożywanie posiłku w takim anturażu i towarzystwie osoby, która była dla nas źródłem wiedzy i informacji było naprawdę bezcenne.

Grenlandia  Grenlandia

Grenlandia  Grenlandia

Tego dnia jeszcze nie zmartwiłyśmy się tak bardzo naszą porażką. Miałyśmy w końcu jeszcze spędzić tutaj całą dobę w drodze powrotnej. Poza tym, ta cześć Grenlandii bardzo przypominała mi południową Islandię i miło było znowu skakać po skałach, wzdłuż jeziorek i przez strumyki gdzie jak okiem sięgnąć żadne, nawet liche drzewo nie przesłaniało nam widoków. Nie, żeby ich tutaj w ogóle nie było. Z tą niewielką różnicą, że trzeba ich wypatrywać pod nogami, a nie na horyzoncie. Zarówno korzenie, pień oraz korona wrastają w podłoże i można je z łatwością przeoczyć. 

Grenlandia  Grenlandia

W naszym schronisku dowiedziałyśmy się, że może dróg z prawdziwego zdarzenia tutaj nie ma, ale jest bardzo fajna trasa trekkingowa z Kangerlussuaq do Sisimiut. Długość tego szlaku wynosi około 160km i średnio ludzie pokonują go w 10 dni. Na całej trasie rozmieszczonych jest 7 chat w których można przenocować, o ile jest miejsce jak też spłynąć całkiem spory odcinek kajakami.
Jeśli chodzi o zaopatrzenie to wiadomo, najlepiej przyjeżdżać w takie miejsca ze swoim prowiantem. Głównie z powodu cen, mało kto będzie chętny aby zapłacić 15 złotych za chleb czy 12 za Marsa. Będąc tutaj nie można polegać na szerokim wyborze asortymentu wszelakiego. Ta licząca niecałe 600 osób mieścinka położona jest na końcu długiego na 190 km fiordu do którego dostęp drogą morską jest ograniczony. Przypływają tutaj tylko 3 statki typu cargo w ciągu całego roku. W czasie naszego pobytu w sklepach świeciły pustki, nie było owsianki, masła, wielu warzyw i innych produktów. Zostały głownie rzeczy, które dla nich też jawiły się jako drogie. Najbliższy statek miał przypłynąć właśnie za 2 tygodnie i wszyscy sobie jakoś musieli radzić, tak jak to robili kiedyś. Na półce w supermarkecie leżały dwa przecenione i wyschnięte ziemniaki w oczekiwaniu na to, że ktoś je kupi. Co na pewno się wydarzy jak zapewnił nas znajomy Niemiec, który spędzał tutaj już nie pierwsze swoje lato. Pojęcie marnowania jedzenia na tej wyspie nie istnieje. Nawet najczarniejsze banany ktoś zawsze kupi i coś z nich zrobi. Ten szacunek do pokarmu bierze się nie tylko z faktu, że do wielu produktów Grenlandczycy mają okrojony dostęp ale myślę, że wynika to też z ich przeszłości. Do dzisiaj myśliwi wykorzystują wszystkie części upolowanego przez siebie zwierzęcia i znajdują dla nich też nowe zastosowania.

Grenlandia  Grenlandia

Do Kangerlussuaq wróciłyśmy jeszcze na ostatnią noc przed wylotem z Grenlandii. Bez większych nadziei zrobiłyśmy sobie małą wyprawę na pobliskie wzgórza, ale naszych nieśmiałych wołów piżmowych niestety nie spotkałyśmy. Jakoś zupełnie przypadkiem skończyłyśmy na wysypisku śmieci z byłej amerykańskiej bazy lotniczej, która mieściła się właśnie tutaj przez około 50 lat aż do 1992 roku. Niektóre sprzęty dość uszkodzone zębem czasu wciąż jednak robią wrażenie.

Grenlandia  Grenlandia

Wieczorem nasz hostel wypełniła po brzegi grupa 30 myśliwych, która wróciła z udanych łowów bogatsza o 18 upolowanych reniferów. Mięso zabierali ze sobą do Sisimiut, skąd przylecieli i miało im starczyć na całą zimę. Widać było, że jest to dla nich duże święto. Wszyscy uczestniczyli w przygotowywaniu kolacji i pieczeniu ogromnych kawałów mięsiwa w niewielkim piekarniku, jak nie czynnie to biernie. Okupacja kuchni trwała aż do momentu, gdy mięso było gotowe do zjedzenia i nabożne wgapianie się w piekarnik niczym oglądanie telewizji dobiegło końca. Świadomość, że w przyczepce za oknem znajduje się reszta rozparcelowanych ciał zwierząt mimo zrozumienia całej sytuacji nie działała na nas zachęcająco. Monika wcisnęła się skromnie między gotującą Inuitkę i jej „golonki z renifera” z naszą kaszą i sosem z torebki i próbowała szybko zmontować dla nas kolację. Naczelna kucharka naszych myśliwych zmarszczyła nos, pokiwała głową i w naszym skromnym posiłku wylądował kawałek renifera. Cóż było robić jak dwadzieścia twarzy z małym okładem patrzyło na nas przy stole...zostało tylko to zjeść. Renifer to nie jest moja cup of tea muszę przyznać, zwłaszcza podany w lokalnym stylu. Nikt się za bardzo obróbką mięsa i przyprawami tutaj nie przejmował. Zgodnie stwierdziłyśmy, że podsmażony z naszą ostatnią cebulą z Polski smakował jak wątróbka.

Grenlandia 
 



Powrót


| Polityka Prywatności | Kontakt: ingeborge@wp.pl |